Szefowa traktowała mnie jak podnóżek, więc zrobiłam jej na złość. Z satysfakcją patrzyłam jak czerwienieje z nerwów

Przez lata udawałam, że znoszę jej humory i despotyczne zachowanie. Kiedy pewnego dnia przekroczyła granice, postanowiłam działać. W pracy zrobiło się gorąco, a to, co się wydarzyło później, przeszło moje najśmielsze oczekiwania…

Zawsze byłam cierpliwa i starałam się unikać konfliktów. Ale są sytuacje, w których nawet najspokojniejszy człowiek traci kontrolę. Z satysfakcją patrzyłam, jak jej ręce drżą z wściekłości, a słowa, które wypowiedziała, obróciły się przeciwko niej…

Nowa praca, nowe problemy

Gdy zaczęłam pracę w renomowanej korporacji, czułam się, jakbym wygrała los na loterii. Świetne warunki, prestiż i perspektywa rozwoju sprawiły, że długo nie zauważałam pewnego problemu. Moja szefowa, pani Barbara, z pozoru profesjonalna i uprzejma, z czasem pokazała swoją prawdziwą twarz. Uwielbiała kontrolować każdego w najdrobniejszych szczegółach, a ja szybko stałam się jej ulubioną ofiarą.

Przynosiła mi swoje pranie do pralni, kazała odbierać dzieci ze szkoły, a na zebraniach nieustannie podważała moje kompetencje. „Ania, popraw to natychmiast, bo inaczej znowu będzie wstyd!” – krzyczała przy całym zespole, chociaż to ona sama wprowadziła zmiany, które zniweczyły projekt.

Granice zostały przekroczone

Pewnego dnia przekroczyła granicę. Zasugerowała, że jeśli nie poświęcę swojego weekendu na jej prywatne sprawy, mogę zapomnieć o awansie, na który ciężko pracowałam przez ostatnie dwa lata. „Nie rozumiem, dlaczego miałabyś mieć inne plany. Przecież jesteś tylko asystentką” – rzuciła z drwiną w głosie. To było jak cios w brzuch. Wtedy postanowiłam działać.

Plan doskonały

Nie mogłam pozwolić, by dalej tak mnie traktowała. Wiedziałam, że Barbara przywiązuje ogromną wagę do swojego wizerunku. Każda najmniejsza skaza na jej idealnym obrazie była dla niej niczym katastrofa. Dlatego postanowiłam subtelnie podkopać jej autorytet.

Podczas ważnej konferencji, na którą osobiście przygotowywałam prezentację, celowo zamieniłam kilka slajdów. Nie były to poważne błędy, ale wystarczyły, by wywołać konsternację wśród uczestników. Barbara zaczęła się czerwienić, jąkać i rzucać w moją stronę gniewne spojrzenia.

„To jakaś pomyłka! Ania, popraw to natychmiast!” – krzyknęła, ale tym razem wstałam i spokojnym głosem odpowiedziałam: „Pani Barbaro, slajdy są zgodne z pani wskazówkami”. Sala zamarła, a ona przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.

Finał, który przyniósł ulgę

Po konferencji wezwała mnie do swojego gabinetu. Wrzała ze złości, ale ja czułam tylko satysfakcję. „Jak mogłaś zrobić mi coś takiego?! Czy zdajesz sobie sprawę, jak to wyglądało?” – wrzeszczała. Tym razem nie spuściłam głowy. Spokojnie wyjaśniłam, że tylko zrealizowałam jej polecenia, po czym przypomniałam o mailu, w którym wyszczególniła zmiany, jakie wprowadziła na ostatnią chwilę.

Barbara zbladła, a potem z trudem wykrztusiła: „Możesz iść”. Kilka tygodni później sama podała się do dymisji, a jej miejsce zajęła osoba, która traktuje swoich pracowników z szacunkiem.

Co sądzicie o tej historii? Czy zdarzyło Wam się kiedyś stanąć w obronie własnej godności w pracy? A może mieliście do czynienia z podobną szefową? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!